Joanna Połeć

Ukończyła PWST w Krakowie w 2017 roku. W spektaklach dyplomowych zagrała role: Soni w „Jednak Płatonow” na podstawie sztuki Antoniego Czechowa w reż. Pawła Miśkiewicza oraz Arinę Pantelejmonownę w „Ożenku” Gogola w reż. Wiktora Logi-Skarczewskiego. Następnie zagrała m.in. w spektaklach „Life is cruel, people are bad” w Teatrze Ochoty w Warszawie, „Fantazja” Anny Karasińskiej w TR Warszawa, „Matka Joanna od Aniołów” w Teatrze Nowym w Warszawie (reż. Jan Klata), „Między ustami a brzegiem pucharu” Remigiusza Brzyka i Martyny Wawrzyniak w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, „Sztuczne Jezioro” Janka Jelińskiego w Teatrze Collegium Nobillium w Warszawie, wydarzeniu performatywnym „Zew morza” w reż. Katarzyny Minkowskiej w TR Warszawa oraz „Psoty w lesie” w reż. Justyny Sobczyk w Teatrze SoHo w Warszawie. Jako performerka brała udział w spektaklu „Łaknąć” Vincenta Macaigne w Teatrze Nowym w Warszawie. Zagrała m.in. w filmie „Wszystko dla mojej matki” Małgorzaty Imielskiej oraz serialu „Kontrola” Nataszy Parzymies. Wraz z Katarzyną Minkowską założyły SUPERSERIOUS COLLECTIVE, w którym bywa aktorką i autorką tekstów. Brała udział w międzynarodowych festiwalach teatralnych w Dreźnie, Pradze, Miluzie, Ludwigsburgu. Otrzymała Grand Prix konkursu na interpretację monologów szekspirowskich Heleny Modrzejewskiej „Modjeska Calling” w Teatrze Polskim w Poznaniu. Z Martyną Wawrzyniak tworzą zespół punkowy Konice. Studiuje antropologię kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Obecnie w repertuarze:
Ślub” W. Gombrowicz
Komedia. Wujaszek Wania A. Czechow

Wideo

 

Wywiad

JOANNA POŁEĆ „Bardzo abstrakcyjna sprawa”.

 

Dlaczego aktorstwo? Było to marzenie z dzieciństwa?

Na początku miałam w ogóle inne plany i chciałam zostać weterynarzem.

Gdy miałam 13 czy 4 lat, zapisałam się do kółka teatralnego. Zawsze strasznie bałam się innych dzieci i chyba po to zgłosiłam się do tego kółka: żeby podszkolić się w odwadze. Początkowo te zajęcia nie dawały mi zbyt wiele przyjemności; raczej ulgę, gdy się kończyły, że już nie muszę z nikim gadać i nikt już na mnie nie patrzy. A potem powoli wjechały jakieś konkursy recytatorskie, jakieś nagrody i wtedy pomyślałam, że spróbuję zdawać do szkoły teatralnej.

Czyli gdybyś nie była aktorką…

Mogłabym robić mnóstwo rzeczy. Świat jest superciekawym miejscem.

Pamiętasz swoje pierwsze przedstawienie?

To było w ramach tamtego kółka teatralnego. Kółko było w Piotrkowie Trybunalskim; moja rodzina pochodzi z tamtych okolic. Spektakl powstał na podstawie opowiastek filozoficznych Leszka Kołakowskiego, reżyserowała go Małgorzata Kowalczyk, której wiele zawdzięczam w temacie, a która nadal prężnie działa w piotrkowskim MOK-u.

A w dorosłym życiu pierwszym przedstawieniem był spektakl “Tajemnicza Kamila” w teatrze Barakah w Krakowie, wyreżyserowany przez Michała Wanio. Byłam wtedy po drugim roku szkoły teatralnej. Graliśmy tam ja, Michał i Paweł Plewa. Chłopaki są wspaniałymi aktorami i nauczyłam się od nich strasznie dużo. W ogóle uważam, że ten spektakl był jednym z najbardziej hitowych rzeczy, w których zagrałam.

Co jest najtrudniejsze w pracy aktora?

Ten zawód nie wiąże się z wielką odpowiedzialnością, jak w przypadku lekarza czy strażaka. W aktorstwie jest duży margines błędu. W ogóle to jest bardzo abstrakcyjna sprawa. Naśladuje się jakichś ludzi, którzy naprawdę nie istnieją, i mówi się słowa, które oni potencjalnie mogliby wypowiedzieć, i przeżywa się ich wymyślone historie. Bardzo mi się podoba, że w ogóle istnieje taki zawód na świecie.

A trudnością jest, że trzeba się borykać z płynnością rynku, że trochę nigdy nie wiadomo, czy dostanie się pracę w zawodzie, że część projektów to sprawy non-profit albo bardzo low-profit i bywa, że trudno się z tego utrzymać. Niewygodą jest to, że gdy jesteś aktorką/ aktorem (przynajmniej zanim jesteś uznaną aktorką/aktorem), to raczej ty czekasz, aż ktoś ciebie zechce. I to powoduje rodzaj niepewności, niepokoju o swój los. Obawy, że nie będzie się miało na niego wpływu. Mój terapeuta mówi, że aktorstwo to najgorszy zawód – m. in. właśnie z powodu tego trwałego niepokoju.

Co w teatrze i w tym zawodzie sprawia Ci największą frajdę?

Lubię poczucie dzielenia się wrażliwością. Podoba mi się to, że mogę otworzyć serce i pokazać innym. Myślę, że dobrze jest szukać mocy we wrażliwości i współczuciu. Autentycznie mnie denerwuje, że cynizm nadal potrafi uchodzić za coś, co jest cool, za znak siły.

W ogóle uważam, że to wielkie zadania sztuki – promowanie dobra i uświadamianie, że świat jest ciekawy i bogaty.

Co czujesz, kiedy wychodzisz na scenę?

Boję się i chcę uciekać. Trzeba wtedy podjąć decyzję, żeby jednak nie uciec i potem już w zasadzie wszystko wydarza się samo.

Trudniej się rozpłakać czy roześmiać na scenie?

Nie bardzo umiem się rozpłakać na zawołanie.

Jak przygotowujesz się do roli?

Wolno. Lubię reżyserów, którzy mają zaufanie i wiedzą, że w swoim czasie wszystko

ogarnę.

Co lubisz robić, kiedy nie jesteś w teatrze?

Nie mam na razie żadnego takiego fajnego hobby, którym można się pochwalić. Bardzo lubię spać i jeść. Staram się dużo medytować i dowiadywać nowych rzeczy. Często też siedzimy z moją współlokatorką w kuchni i omawiamy różne sprawki i palimy, i mówimy, że musimy rzucić palenie. Ostatnio też oglądam trochę stand-upów.

Twój ulubiony film.

Gdy byłam w liceum, miałam przygotowaną odpowiedź na to pytanie, była to lista trzech filmów:„Fight Club” Davida Finchera, „Trainspotting” Danny’ego Boyle’a i „Niebo nad Berlinem” Wima Wendersa. Ta lista jest już trochę przeterminowana. Bardzo lubię twórczość Charliego Kaufmana, Paula Thomasa Andersona i Ricky’ego Gervaisa. Podobał mi się najnowszy film Tarantino.

Dużo oglądam wykładów w internecie; bardzo dużo ciekawego kontentu można znaleźć w sieci za darmo, np. wykłady XVII Karmapy Trinley’a Thaye Dorje, który jest głową jednej z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Gorąco polecam.

Co zabrałabyś na bezludna wyspę?

Pewnie komputer z Internetem.

Masz swoją własną bezludną wyspę?

Mam chłopaka w Bułgarii, więc tam teraz jeżdżę właściwie w każdej wolnej chwili (chyba, że akurat Bułgaria przyjeżdża do mnie). To nie bezludna wyspa, ale jest wystarczająco daleko.

Spektakle