Małgorzata Saniak – Grabowska

Absolwentka wydziału aktorskiego PWST we Wrocławiu. Od 2015 roku związana z Teatrem Zagłębia (zadebiutowała w spektaklu „Dobry wojak Szwejk” w reż. Igora Gorzkowskiego).

Obecnie w repertuarze:
Ania z Zielonego Wzgórza” L.M. Montgomery
Pomoc domowa” M. Camoletti
Nowa Księga Dżungli” M. Kurkowski
Opowieść wigilijna” K. Dickens
Baśnie Andersena” H. Ch. Andersen
Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett
Filmofonia. Koncert piosenek filmowych

Fot. Krzysztof Marchlak

Wideo

Wywiad

MAŁGORZATA SANIAK-GRABOWSKA „Każdego bohatera trzeba bronić”

 

Dlaczego aktorstwo? Było to marzenie z dzieciństwa?

Aktorstwo nie było moim marzeniem z dzieciństwa. Choć jako dziecko lubiłam występować na scenie. Angażowałam się w szkolne wydarzenia, tańczyłam i grałam w przedstawieniach. Ale wtedy nie myślałam o aktorstwie. Chciałam być weterynarzem a wcześniej pediatrą. Uczyłam się w klasie biologiczno-chemicznej. W międzyczasie trafiłam do Panopticum, koła teatralnego w Młodzieżowym Domu Kultury w Lublinie. I tam spotkałam człowieka, który zaraził mnie miłością do teatru. Od tej chwili zaczęłam świadomie chodzić do teatru i strasznie mi się to spodobało. Zainteresowania zaczęły zmieniać swój kierunek. A do tego nauczycielka biologii chyba mnie zniechęciła do medycznej przyszłości. Po maturze dostałam się na filologię polską. Z aktorstwem nie udało się tak od razu. Po trzecim roku studiów polonistycznych stwierdziłam, że teraz albo nigdy. No i dostałam się do wrocławskiej szkoły teatralnej. A po szkole zaczęłam pracę w Teatrze Zagłębia.

Pamiętasz swoje pierwsze przedstawienie?

„Dobry Wojak Szwejk” w reżyserii Igora Gorzkowskiego. To był mój debiut w Teatrze Zagłębia i pierwsze zetknięcie z zawodową sceną.

Co czujesz, kiedy wychodzisz na scenę?

Za każdym razem jest stres. Największy przy premierze, bo to pierwsze zetknięcie publiczności z tym, co przygotowywaliśmy przez dłuższy czas. Towarzyszy mi też uczucie ekscytacji, a wyjścia na scenę nie mogę się wręcz doczekać. Stres znika w momencie. A po spektaklu przychodzi zetknięcie z odbiorcą, które zawsze jest zaskakujące. Publiczność weryfikuje, czy rola była udana, zrozumiana, czy przekazałam to wszystko, co chciałam. Każdy spektakl jest dla aktora czymś nowym, z każdą sztuką ewoluujemy jako aktorzy i  dowiadujemy się o sobie więcej.

Co w teatrze i w tym zawodzie sprawia Ci największą frajdę?

Niektóre spektakle bawią nie tylko publiczność, ale mnie i moich kolegów. Teatr kocham też za to, że można się przeistoczyć w postać, którą się na co dzień nie jest i odkryć w sobie inne pokłady energii.

A co jest najtrudniejsze w tej pracy?

Sama praca nad rolami. Każda rola jest wyzwaniem dla aktora, bo trzeba przestawić swoje myślenie
i zacząć odczuwać tak, jak odgrywana przeze mnie postać. A przecież nie każdy bohater jest bliski mojemu charakterowi. Często muszę więc przezwyciężyć swoje ograniczenia, żeby przeżyć coś nowego i zarazem głębokiego.

Czarne charaktery czy pozytywni bohaterowie – które role są Ci bliższe?

Każdego bohatera trzeba bronić, nawet jeśli jest tym złym. Za każdym razem staram się zrozumieć, dlaczego moja postać działa w taki a nie inny sposób. Przecież wszystko, zarówno to co złe i to co dobre, ma swoje korzenie i początki. Ale oczywiście marzą mi się czarne charaktery, bo są ciekawsze. Ciemne emocje są pociągające w teatrze, bo przecież w życiu próbujemy je omijać.

Trudniej się rozpłakać czy roześmiać na scenie?

Trudniejsze są dla mnie te pozytywne emocje. Żeby były szczere, muszę w nie włożyć więcej energii. Zdecydowanie mam większy problem, żeby się roześmiać na scenie.

Jesteś częstym widzem teatralnym?

Kiedy jadę do innej miejscowości, do znajomych w odwiedziny, za każdym razem staram się ich wyciągać do teatru. Kiedy tylko mogę, odwiedzam inne teatry. Lubię podglądać kolegów przy pracy, to jest bardzo rozwijające.

Co lubisz robić, kiedy nie jesteś w teatrze?

Lubię podróżować, ale to wcale nie oznacza tylko dalekich podróży. Kiedy mam dzień wolny od pracy, zabieram psa, wsiadamy w auto i jedziemy do lasu, na łąki, w góry. Odpoczywam, kiedy otacza mnie przyroda.

Jak spędziłybyśmy wspólny dzień? Gdzie byś mnie zabrała w naszej okolicy?

W Sosnowcu zabrałabym cię na Stawiki. Ale nie te popularne, rekreacyjne. Zapuściłybyśmy się
w boczne ścieżki i tam zrobiły piknik z pączkami i kawą z termosu.

Co zabrałabyś na bezludna wyspę?

Moją rodzinę i przyjaciół, bez nich nie umiem się obejść.

Masz swoją własną bezludną wyspę?

To moje mieszkanie, gdzie czeka mój mąż i pies. Mąż też jest aktorem, mogę mu powiedzieć, co mnie dręczy a on to zrozumie, uspokoi i poradzi. Po takiej rozmowie zrobimy pizzę, włączymy film a ja poczuję się lepiej. Na tej mojej bezludnej wyspie mogę się zamknąć i nikogo nie przyjmować.

Twój ulubiony film?

„Amelia” w reżyserii Jean-Pierre’a Jeuneta. To piękny film, z cudowną muzyką. Odkąd go zobaczyłam stał się moim ulubionym i póki co nic go nie przebije.

 

Spektakle