Grzegorz Stępniak
Te „zabawne” martwe dziewczyny
W książce „Dead Girls: Essays on Surviving American Obsession” („Martwe dziewczyny: eseje o tym jak przetrwać amerykańską obsesję”) Alice Bolin uważnie przygląda się kulturowej obsesji wokół skrzywdzonych i poniżonych kobiet. W feministycznym zgoła duchu autorka analizuje tytułową figurę martwej dziewczyny. Wychodząc od powieści detektywistycznych oraz amerykańskich seriali w rodzaju „Miasteczka Twin Peaks”, które niewątpliwie ustanowiło wzorce telewizyjnego opowiadania o świecie przesiąkniętym i dosłownie zarażonym kobiecą śmiercią, Bolin słusznie zwraca uwagę na fakt, że w rozmaitych kulturowych wytworach dziewczęta portretowane są jako dzikie, lecz wrażliwe istoty, które za wszelką cenę należy chronić – również przed nimi samymi i budzącą się w nich seksualnością. Z kolei seriale, które nazywa „dead girl show”, mimo powracających w nich stale opresyjnych i seksistowskich tropów, uczą jej zdaniem jednego: żeby nie ufać żadnemu mężczyźnie. Martwe dziewczyny, najczęściej atrakcyjne oraz białe, są modelową i perfekcyjną ofiarą, budzącą jednocześnie politowanie, grozę oraz perwersyjny rodzaj satysfakcji w rodzaju „same się o to prosiły”. Bolin umiejętnie przenosi rozważania dotyczące seriali na codzienny świat, wyznaczany przez zestaw dyscyplinujących, patriarchalnych norm i zakazów, wprost i w przenośni śmiercionośnych dla wielu młodych kobiet. Zapomina jednak o ważnym elemencie napędzającym wspomnianą, kulturową obsesję na temat martwych, upadłych, zranionych dziewczyn. Mianowicie – wykoślawionym i wykrzywionym humorze, przy pomocy którego neutralizuje się tragedię i śmierć.
Pokrętne mechanizmy rządzące światem stają się dobrze widoczne, gdy pomyśleć o realnych publicznych postaciach i celebrytkach, które bardziej lub mniej dosłownie stały się kolejnymi martwymi dziewczynami w panteonie kultury rozkochanej w opowieściach o kobiecym staczaniu się. Obserwujemy to chociażby w wywiadzie przypomnianym przez reżysera pokazywanego niedawno w kinach filmu „Whitney”. Kevin Macdonald umieścił w dokumencie o artystce wywiad, jakiego udzieliła wyniszczona narkotykami i niemiłosiernie wychudzona wielka gwiazda popu – Whitney Houston, wielkiej gwieździe amerykańskiej telewizji – Diane Sawyer w 2002 roku. Piosenkarka została zachęcona do udziału w rozmowie, która miała położyć kres plotkom na temat jej rzekomego uzależnienia, od których aż huczało w amerykańskich mediach, rozpowszechnianym przez chciwą rodzinę, od lat czuwającą nad przebiegiem jej kariery. Pomijając naiwność i natarczywość pytań Sawyer o przyczyny wychudzonej sylwetki, Whitney – niegdyś dysponująca najpotężniejszym chyba głosem w branży muzycznej – odpowiada bez ładu i składu. Plącze się w zeznaniach na temat swoich nawyków żywieniowych, a głównie – upodobań do używek. Kiedy dziennikarka bezpardonowo, choć z wzorowo odegraną troską, godną najlepszych produkcji z gatunku „Lifetime Movie”, przytacza nagłówki rozlicznych doniesień brukowej prasy trąbiącej wszem i wobec o problemach Houston z narkotykami, w tym z crackiem, diwa bez chwili zastanowienia i z pełnym przekonaniem wypala, że to tania substancja dla biedoty. Dodaje też sakramentalne w tym kontekście zdanie: „Crack Is Whack!” („Crack to szaleństwo!”). Ta wypowiedź szybko obiegła cały świat, a w USA stała się źródłem niewyczerpanych i niewybrednych żartów, pojawiając się w rozmaitych memach, na T-shirtach, kubkach i innych gadżetach, robiących sobie jaja z upadłej, odklejonej od rzeczywistości diwy. Nic wszak tak nie poprawia nastroju i nie śmieszy jak spektakularna porażka sławnych i bogatych. Zwłaszcza kobiet.
Tę niepisaną medialną i pop-kulturową regułę potwierdza kolejny słynny casus osiągnięcia przysłowiowego dna. Chodzi mianowicie o głośne załamanie innej pop-diwy – Britney Spears. W pamiętnym 2007 roku wokalistka przeżyła psychiczny kryzys, jaki uchwycili towarzyszący jej na każdym niemal kroku paparazzi. Ubrana w szary, mocno umorusany dres, z szałem w oku, na zdjęciach zrobionych przypadkiem na ulicy prezentuje ogoloną na zero głowę. A na niej ani śladu po uroczych blond puklach i lokach. Wykrzykuje do tego, wedle relacji świadków, że jest Szatanem. Każdy z nas chyba miewa podobne dni zwątpienia i ogólnie złego samopoczucia. A jeśli nie – niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale już nie każdy jest odnoszącą wielkie sukcesy wokalistką, która od wczesnych lat musi stać w świetle reflektorów i spełniać setki wymagań managerów, fanów, a do tego użerać się z niewdzięcznym i szemranym mężem oraz zmagać z uzależnieniem od substancji psychoaktywnych. Po latach więc przyznaję zupełną rację sławetnemu YouTuberowi, Chrisowi Crockerowi, który nieco później został gwiazdą porno, gdy histerycznie przekonywał: „Leave Britney Alone!”. Owszem, gwieździe należał i należy się spokój. O co zresztą sama upomniała się kilka miesięcy później, w stosunku do feralnych zdarzeń, w dość inteligentnie napisanym singlu „Piece of Me”, angażującym kilka meta-poziomów jej życia, twórczości i medialnej kariery.
Tysiące memów, gifów, internetowych plotek, pomówień oraz ikonicznych już obrazków, opatrzonych na pierwszy rzut oka śmiesznym komentarzem, nie tylko żeruje na osobistych tragediach wokalistek-celebrytek, ale reprodukuje i powiela seksistowskie stereotypy na temat rzekomo histerycznych, post-Charcotowskich diw. Przyczynia się w ten sposób do podtrzymywania medialnej fascynacji upadłym dziewczynami i kobietami, którą szczegółowo i z imponującą analityczną wnikliwością opisuje Sarah Projansky w książce „Spectacular Girls. Media Fascination and Celebrity Culture” („Spektakularne dziewczyny. Medialna fascynacja i kultura celebrycka”). I choć owszem, przyznać trzeba, że memy z obiema wokalistkami nieco śmieszą, to jednak humor więźnie w gardle i osadza się gdzieś w okolicach migdałków, gdy pomyśleć choćby o smutnym i głęboko tragicznym finiszu życia Whitney Houston, jaki miał miejsce przy cichym przyzwoleniu, a nawet więcej – ku rozbawieniu świata. Takich śmieszno-strasznych opowieści, wyciągniętych z krajobrazu medialnego ostatniej dekady jest zresztą więcej: koncert Amy Winehouse w Belgradzie, pijane ekscesy Lindsay Lohan, telewizyjne wyczyny nafaszerowanej lekami Anny Nicole Smith.
Właściwy tym narracjom humor pogłębia ogólnospołeczną znieczulicę, post-hipsterski cynizm, podtrzymując patriarchalne status quo. W tym kontekście warto przywołać figurę stworzoną przez brytyjską kolorową feministkę, teoretyczkę i aktywistkę – Sarę Ahmed – „feminist killjoy” („feministycznej psuj-zabawy”), poprzez którą badaczka przygląda się najnowszej kulturze i wszechobecnej opresji, jakiej poddawane są kobiety. Piszę o niej nie po to jednak, by podobnie jak Ahmed analizować skomplikowane mechanizmy represji i spychania na marginesy widzialności, ale żeby uświadomić toksyczność medialnego, ale i codziennego humoru, którego ofiarami często padają kobiety. Rzeczywiście zasadnie pisze przy tej okazji sama Ahmed: „Seksizm jako zestaw powtarzalnych praktyk przyjmuje formę samo-zaopatrującego się systemu; usprawiedliwionego w zupełności jako forma uspokojenia i pocieszenia, utrzymania spraw na znajomym poziomie dla tych, którzy za wszelką cenę chcą go zachować swojskim”. Co w związku z tym zrobić, by rozbroić i zneutralizować swojskość żartów z Britney, Whitney, Anny Nicole, Lindsay, Amy oraz im podobnych martwych dziewczyn? Jak mówić o ich historiach, aby nie powielać seksistowskich tropów? Lub jeszcze gorzej – nie wpadać w pułapkę pozornie niewinnych dowcipów. W jaki sposób raz na zawsze położyć kres męskiej, toksycznej hegemonii i dominacji medialnej? I wreszcie, dlaczego wciąż, w 2019 roku „dobra dziewczyna to martwa dziewczyna”? Te niewygodne pytania i wątpliwości, godne „feministycznej psuj-zabawy”, unoszą się, niczym widma i duchy nad nawet najzabawniejszymi, zdawałoby się, opowieściami o kobiecym upadku, poniżeniu i martwocie. A żadna kulturowa fascynacja nie powstaje przecież w próżni.
Topos martwej i upadłej dziewczyny silnie przyczynia się do podtrzymania wszechobecnej i toksycznej ideologii sukcesu oraz pozytywnego myślenia. Tymczasem, jak pokazują choćby najnowsze teorie badaczy z kręgu queer studies, na czele z Jackiem Halberstamem, otwierająca i wywrotowa w stosunku do świata skostniałych wartości, norm kulturowych i genderowych może okazać się porażka. Świadomie celebrowana, nietraktowana jedynie jako przejściowy etap na drodze do osiągnięcia upragnionego sukcesu i splendoru, skutkuje innymi sposobami organizacji władzy, wiedzy i struktur społecznych, otwierającymi i niosącymi za sobą nową jakość i wytchnienie od codziennych reguł. Być może to w ostentacyjnej porażce gwiazd muzyki, kina i pop-kultury, a także ich teatralnych reprezentacji wytwarzanych w teatralnym „tu i teraz” w spektaklu „Dead Girls Wanted”, należy dopatrywać się remedium na wyjście z sekistowskiego kulturowego impasu i nieustannie reprodukującego się systemu, w którym martwe dziewczyny to szara codzienność? Wskazywać na to może choćby monolog jednej z najbardziej porażkowych celebrytek – Lindsay Lohan. Przegrywanie w wydaniu niegdysiejszej gwiazdki filmów Disney’a może śmiało zapowiadać nowy, międzynarodowy, totalny styl już nie tylko na polu sztuki jako takiej, ale i znacznie szerzej – życia.
—
Grzegorz Stępniak – współautor (razem z Jolantą Janiczak) tekstu spektaklu „Dead Girls Wanted”, autor książki „Sztuka życia inaczej. Ustanawianie queerowego czasu i przestrzeni”. Ukończył wiedzę o teatrze i dramatologię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz dramaturgię w Instytucie Teatralnym. Obronił doktorat o queerowych ujęciach czasu i przestrzeni w odniesieniu do cyklu ludzkiego życia w amerykańskim performansie i kinie niezależnym. Studiował na Uniwersytecie w Pittsburghu, w School of Theatre, Film and Television na UCLA w Los Angeles oraz na American and Ethnicity Studies Department na University of Southern California, pod kierunkiem Judith “Jacka” Halberstama. Trzykrotny stypendysta japońskiej Fundacji SYLFF i Ministra Szkolnictwa Wyższego. Publikuje stale m.in. w: „Notatniku Teatralnym”, „Didaskaliach”, „Opcjach”, „Fragile” i „dwutygodniku.com” oraz „Kinie”. Współpracował z Teatrem Łaźnia Nowa w Krakowie, Międzynarodowym Festiwalem Teatralnym Boska Komedia, performersko-teatralną grupą and company&co, grał/współtworzył performanse Aśki Grochulskiej i Tomasza Węgorzewskiego oraz Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina. Jego zainteresowania obejmują: queer studies, performance studies oraz film, dramat i performans amerykański mniejszości seksualnych i etnicznych. Jest Głównym Programerem OFF CAMERA Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego.